-Hermiona- Ron Weasley
jak zwykle o godzinie 17:00 przekroczył próg mieszkania i upewnił
się czy żona na niego czeka. Miotała nim szaleńcza obsesja na jej
punkcie. Nienawidził z nią wychodzić bo wydawało mu się, że
każdy mężczyzna pożera jej ciało wzrokiem. A ona należała do
niego. Ślubowała mu miłość i posłuszeństwo, więc miał prawo
je egzekwować.
-W kuchni- gdy usłyszał
jej głos ,wyraźnie się odprężył. Nadal czuł niepokój, ale
wchodząc do kuchni, nie dał nic poi sobie poznać. Sięgnął po
szklankę i nalał sobie porządną ilość wódki. Hermiona podeszła
do męża i ucałowała go w policzek. Musiała zachowywać się
normalnie. Jej mąż był świetnym w tym, co robi. Potrafił
połączyć ze sobą fakty, które innym wydawały się zupełnie
nieistotne.-Zrobiłam Twojego ulubionego homara
-Nie musiałaś się tak
wysilać. Jutro wyjeżdżam z Harrym. Masz mnie spakować.
Najpewniej wrócimy w piątek. Chyba rozumiesz, jak spędzimy
piątkowy wieczór?-popatrzył na nią podejrzliwie, a jego oczy
wyrażały okrucieństwo.
-Ależ oczywiście. Czy
będę mogła odwiedzić Ginny? Nie widziałam jej prawie od dwóch
miesięcy-uraczyła go najpiękniejszym uśmiechem, na jaki było ją
stać. Po chwili ciszy Ron z wyrazem gniewu na twarzy, wstał i
wymierzył jej siarczysty policzek.
-Skoro Ci na to nie
pozwoliłem, widocznie nie zasłużyła. A teraz mi nie przeszkadzaj.
Muszę się zrelaksować przed misją. Śniadanie ma być gotowe
przed siódmą- po tych słowach wyszedł i udał się do sypialni.
Kobieta przycisnęła dłoń do bolącego policzek. Miała pewność
i okazję, żeby zmienić swoje życie. Dzięki całej tej sytuacji
zapewniła Ginny bezpieczeństwo. Osoby w jej stanie nie powinny się
denerwować. Ron będzie wiedzieć, że nie ukryła się z jej
pomocą. Szybko posprzątała po obiedzie i spakowała swojego męża.
Przygotowała składniki, potrzebne do jutrzejszego śniadania i
skierowała się w stronę łazienki. Jednak zrezygnowała z
prysznica i najciszej jak potrafiła, położyła się do łóżka.
Ron już dawno spał, ale ona nie mogła. Może ze strachu, a może
ze szczęścia. Udało jej się dopiero po północy.
****
Noc minęła bardzo
szybko. Hermiona obudziła się i z ulgą stwierdziła, że ma
wystarczająco dużo czasu na przygotowanie posiłku. Cichutko
zbiegła do kuchni. Dopiero teraz zaczęła czuć wątpliwości.
Jednak słowo się rzekło. Z domowych szafek wyciągnęła patelnie,
a z lodówki jajka. Smażąc je, zastanawiała się jak mogła tak
zaprzepaścić swoje życie. Punktualnie o siódmej Ron pojawił się
w kuchni. Ucałował ją niezbyt delikatnie i usiadł przy stole.
Panowała idealna cisza. Po śniadaniu Granger jako przykładna żona
odprowadziła swojego „ukochanego” do drzwi. Pożyczyła mu
powodzenia i z irytacją czekała na dźwięk teleportacji. Gdy
upewniła się, że Ron już nie wróci, spod kuchennego zlewu
wyciągnęła wszystkie potrzebne rzeczy. Paszport, który ukradła
sąsiadce. Należał do kobiety, zmarłej córki pani Jones, która
mieszkała dwa piętra wyżej. Nie czuła się z tym dobrze, ale
miała nadzieję, że starsza pani jej to wybaczy. Często ją
odwiedzała w tajemnicy przed mężem, gdyby się dowiedział na
pewno by jej tego zabronił. Dalej farbę do włosów, rozjaśniacz i
telefon. Pierwszy raz cieszyła się, że wychowała się w
mugolskiej rodzinie. Nie miała jednak czasu na rozmyślania. Jeśli
chce uciec musi się pośpieszyć. Z szuflady wyciągnęła nożyczki.
Z blatu zgarnęła produkty do włosów i poszła do łazienki. Kiedy
spojrzała w lustro przeraziła się. Na jej policzku widniał
ogromny ślad dłoni. Przełknęła głośno ślinę i zabrała się
do pracy. Swoje długie do pasa włosy, cięła z największa
pogardą. Pamiętała każdy komplement, który ich dotyczył. Kiedy
skończyła jej włosy sięgały ledwo ramion. Płakała i krzyczała
jak wielką idiotką była, myśląc, że prawdziwa miłość
istnieje. Trzęsącymi się rękoma nałożyła na nie rozjaśniacz,
a później farbę. Po półtorej godzinie przed lustrem stała już
blondynka. Teraz zostało jej już tylko jedno. Wykonała ostry
makijaż, który zupełnie do niej nie pasował. Wyglądała
karykaturalnie, ale zupełnie jak nie ona sama. A właśnie o to
chodziło. Sprzątnęła bardzo dokładnie włosy i zapakowała do
worka, później udała się do garderoby. Wyciągnęła pieniądze
ze swojej tajnej skrytki. Nie była to fortuna, ale babcia zostawiła
jej wystarczająco dużo na ucieczkę. Nigdy nie zdecydowała się o
nich powiedzieć, a tym bardziej wpłacić ich do banku. W tamtym
momencie dziękowała Bogu, że postąpiła. Chwyciła małą torbę
i wrzuciła do niej najpotrzebniejsze rzeczy. Opuściła pokój bez
żalu, a z wyraźną ulgą. W przedpokoju ubrała płaszcz i kozaki.
T Dopakowała trampki do swojego skromnego dobytku i sięgnęła po
swoją różdżkę. Wypowiedziała zaklęcie, które sprawiło, że
kawałek patyka stał się zupełnie bezużyteczny. Był
niewykrywalny, a dzięki wielkim zdolnością swojej właścicielki
mógł odzyskać moc tak szybko, jak ją stracił. Kobieta z wielkim
sentymentem przycisnęła patyk do swojej piersi i otarła pojedyncze
łzy. Szybko zawinęła różdżkę w papier i ukryła między
ubraniami. Chwyciła klucze, które zawsze leżały na komodzie przy
wejściu. Wyszła i zakluczyła drzwi. Wcześniej dokładnie
obserwowała rozkład dnia sąsiadów. Aktualnie nikt nie mógł jej
widzieć. Zbiegła po schodach tak szybko jak pozwalał jej na to
bagaż i worek, który niosła. Przeszła dokładnie trzy ulice po
czym wyrzuciła włosy i klucze do kosza. Wreszcie poczuła się
wolna, ale wiedziała, że to dopiero początek jej walki o
normalność. Cały czas kierowała się w stronę dworca. Nie
wiedziała ile dokładnie jej to zajęło, ale była z siebie dumna.
Raz prawie wpadła na swoją teściową. Miała szczęście, gdyż
Pani Weasley jej nie rozpoznała. Miała do niej ogromny żal. Wiele
razy prosiła ją o pomoc, ale tamta nigdy jej nie pomogła. Zbywała
wszystko uśmiechem i słowami, że przecież zawsze mogła trafić
gorzej. Na dworcu Miona od razu skierowała się w stronę kas.
Uważnie przyjrzała się sprzedawcą. Bez zastanowienia się,
podeszła do pięknej brunetki. Kobiety niezbyt dobrze pamiętają,
komu sprzedały bilet jeżeli była to inna kobieta. Mężczyzna mógł
ją rozpoznać, a ona nie chciała ryzykować.
-Poproszę bilet na
najbliższy pociąg do Edynburga- starała się brzmieć pewnie i nie
dać odczuć sprzedawczyni, jak bardzo się denerwowała.
-Dowód
tożsamości-brunetka obdarzyła ją znudzonym spojrzeniem i
namiętnie zajęła się żuciem gumy balonowej.
-Proszę- Hermiona podała
kobiecie paszport, próbując opanować drżenie rąk.
-Ma pani szczęście,
pociąg odjeżdża za 10 minut, z peronu czwartego- nasza główna
bohaterka już miała odejść, gdy zatrzymały ją słowa.
-Pani Charlotto,
zapomniała pani dokumentów- dopiero po chwili do byłej panny
Granger zrozumiała, że mowa o niej. Od dzisiaj Hermiony już nie
ma. Z przymusu została Charlottą Lucas. Będąc nastolatką
uwielbiała „Dumę i Uprzedzenie”. Dlatego jej nowe dane wydały
jej się dość zabawne. -Dziękuje.
Szybko wzięła dokumenty
i pobiegła na peron. Do przedziału wsiadła jako jedna z ostatnich.
Pierwszy raz od bardzo długiego czasu szczerze się uśmiechała.
****
Podróż była koszmarem.
Mimo tego, że pociąg nie należał do najwolniejszych, nudziła się
okrutnie. Przyzwyczaiła się, że może pojawiać się wszędzie,
gdzie chce. Po 28 godzinach przepełnionych strachem i lękiem,
usnęła niespokojnym snem. Wszystko do niej wróciło. Znów
płakała, kiedy Ron ją bił. Kolejny raz maskowała siniki. W snach
była bezbronna jak mała dziewczynka.
-Proszę pani- poczuła
lekkie szarpanie.-Zaraz przystanek.
-Dziękuję- Charlotta
(jak zaczęła nazywać siebie w myślach) chwyciła za torbę i
wyszła z przedziału. Zrozumiała, że Ron pewnie jeszcze nie wie,
że uciekła. Kiedy wysiadła, stanęła na uboczu i podliczyła
fundusze. Nie było źle, ale o luksusach mogła w zupełności
zapomnieć. Miała również świadomość, że jutro musi wyruszyć
do Glasgow. Niedaleko znalazła jakiś hotel. Był okropny i
zatrzymać w nim się mogli tylko ludzie szemranych interesów.
Nawet nie pytano o jej dane. Po opłaceniu noclegu, dostała klucz.
Rozpłakała się kiedy, zastała brązową wodę w kranie, brudne
okna i robaki na ścianach. Zmyła makijaż, wzięła szybki prysznic
i położyła się spać... Obudziły ją promienie słońca,
tańczące na jej twarzy. Pozbierała swoje rzeczy, ubrała się i
pomalowała. Opuściła pokój i pognała na dworzec. Cały proces z
kupnem biletu powtórzył się. Jednak tym razem podróż trwała o
wiele krócej i była przyjemniejsza. Teraz zostało jej tylko
znaleźć miejsce, w którym będzie bezpieczna. Miała pewien
pomysł, ale nie wiedziała czy uda się jej, wcielić go w życie.
Całkiem fajnie się zapowiada ;)
OdpowiedzUsuńJak mnie zaciekawiłaś :) Naprawdę! Ron to taki zły mąż...Biedna Hermionka :( Jak rozumem Ginny jest w ciąży jak nie może się denerwować chyba dobrze rozumiem. Charlotto śliczne imię mam nadziej że dobrze je napisałam. Fajnie! Szkoda że krótkie z chęcią zatopiłaby się w tym tekście. Ja też pisałam krótkie, ale teraz już dłuższe.
OdpowiedzUsuńMam prośbę czy mogłabyś mnie poinformować w zakładce "spam" o nowym rozdziale? I zapraszam do siebie http://szukam-milosci.blogspot.com/
Pozdrawiam,
Beca
Hej....
UsuńBardzo dziękuję za miły komentarz. Oczywiście, że Cię poinformuję.
Pozdrawiam
Orchidee
Bardzo podoba mi się że Hermi jest taka odważna! Ciekawe co z Gin? I jak zareaguje Ron? Czy ja znajdzie? Żałuję że dopiero teraz trafiłam na ciebie :( no ale cóż przynajmniej mam więcej rozdziałów teraz i szybciej zaspokoje swoją ciekawość! ;) pozdrawiam
OdpowiedzUsuńJulka ;)
Ron to kretyn... Jak można bić swoją żonę? To potwór nie człowiek. Dobrze, że uciekła mam nadzieję, że będzie szczęśliwa :)
OdpowiedzUsuńCzytam dalej!
Pozdrawiam
Arcanum Felis
http://ingis-at-glacies-dramione.blogspot.com/